27 lut, 20:58 wiadomosci.onet.pl
Pomógł zamordować co najmniej 3681 osób. Czy były esesman z Auschwitz - Birkenau zostanie za to osądzony?
Magdalena Zagała

Prokuratura w Meklemburgii wniosła do Sądu Krajowego w Neubrandenburgu akt oskarżenia przeciwko byłemu esesmanowi z Auschwitz - Birkenau. Przez lata ściganie esesmanów niższego szczebla nie kończyło się procesami. Pomimo ustaleń śledczych pozostawali oni bezkarni, bowiem niemieckie przepisy prawa stanowiły, że warunkiem skazania za pomoc w morderstwach jest udowodnienie indywidualnej winy oskarżonego. Jakie były losy niemieckich zbrodniarzy? Czy Niemcy chcieli ich ścigać? Czy rodziny, bliscy ofiar mogą liczyć jeszcze na sprawiedliwość?

Oskarżony ma 94 lata. Prokuratura dysponuje materiałem dowodowym z którego wynika, że emeryt z Meklemburgii (dla dobra śledztwa jego personalia są utajnione) służył od 15 sierpnia do 14 września 1944 r. jako sanitariusz w obozie Auschwitz-Birkenau. Dowody zebrane zaś przez Urząd do Spraw Ścigania Zbrodni Nazistowskich w Ludwigsburgu i przekazane prokuratorowi wskazują, że w związku z pełnioną przez niego funkcją, pomógł zamordować co najmniej 3681 osób.

Prokuratura domaga się ukarania byłego esesmana, bo zdaniem śledczych pomimo, iż nie ma twardych dowodów, że był obecny w trakcie dokonywanych zabójstw, doskonale wiedział w jakim miejscu jest, jaką rolę tam pełni - swoją działalnością wspierał funkcjonowanie „fabryki śmierci”. Przez lata ściganie esesmanów niższego szczebla nie kończyło się procesami. Pomimo ustaleń śledczych pozostawali oni bezkarni, bowiem niemieckie przepisy prawa stanowiły, że warunkiem skazania za pomoc w morderstwach jest udowodnienie indywidualnej winy oskarżonego, a przecież bez świadków było to niemożliwe.

Sprawą precedensową i przełomem w niemieckim orzecznictwie był proces Demianiuka. John Demianiuk był pochodzącym z Ukrainy żołnierzem Armii Czerwonej. W 1942 roku trafił w ręce Niemców, przebywał w obozie jenieckim w Trawnikach pod Lublinem. Stamtąd SS rekrutowało jeńców do pracy w obozach zagłady. Początkowo jeńcy sortowali tylko przedmioty należące do zamordowanych Żydów. Z czasem szef SS w Lublinie wydał polecenie, że należy spośród jeńców wyselekcjonować takich, których można będzie wyszkolić w zabijaniu, wyuczyć procedur transportowych, poinstruować, co się dzieje w komorach gazowych, zrobić wszystko, by mogli się przydać do pracy w obozach.

W grupie tych jeńców znalazł się Demianiuk. Jako przeszkolony esesman trafił do obozu w Sobiborze, został tam strażnikiem. Po Sobiborze tę samą funkcję pełnił w obozie jenieckim Flössenburg. Po wojnie udawał niewinnego uchodźcę. W 1952 roku, jako wykwalifikowany mechanik samochodowy popłynął do USA. Tam w Cleveland zaczął nowe życie. Zatrudnił się w zakładach Forda, przez lata żył spokojne ze swoją rodziną, jakby nic w przeszłości się nie wydarzyło.

Dopiero w 1975 roku Amerykanie ustalili, że John Demianiuk jest na liście ukraińskich zbrodniarzy wojennych żyjących w USA. Początkowo nie udało się go skazać. Świadkowie twierdzili, że Demianiuk jest strażnikiem z Treblinki, słynącym z okrucieństwa „Iwanem Groźnym”. Choć amerykańscy prokuratorzy wiedzieli, że są to błędne ustalenia, na fali pogoni za sukcesami w ściganiu niemieckich zbrodniarzy wydali Demianiuka Izraelowi.

W czasie procesu zeznawało wielu świadków. Sąd uznał ich opowieści za w pełni wiarygodne i skazał oskarżonego na karę śmierci. Prawnik Demianiuka odwołał się od wyroku i sprawa trafiła do sądu II instancji. Proces apelacyjny trwał dwa lata, w tym czasie udało się obrońcy Demianiuka dotrzeć do akt znajdujących się w byłym ZSRR (rozpad Związku Radzieckiego sprawił, że procedury dostępu do akt dla strony amerykańskiej nie były tak rygorystyczne jak wcześniej). Zebrali oni dowody, że wskazywany przez świadków strażnik z Treblinki, zginął jeszcze podczas wojny. Demianiuk został uniewinniony i po siedmiu latach spędzony w izraelskim areszcie wrócił do Stanów Zjednoczonych.

W 2001 roku Amerykanie sprawą Demianiuka ponownie starali się zainteresować Izrael, po odmowie wszczęcia tam śledztwa po raz drugi, sprawa trafiła do Niemiec. Jeszcze w latach 90- tych niemiecki wymiar sprawiedliwości odmawiał osądzenia strażników, esesmanów niższego szczebla. Każdy z wcześniejszych procesów kończył się ich uniewinnieniem, w tym także procesy strażników pełniących służbę w Sobiborze (w czasie procesu w Hagen uniewinniono pięciu esesmanów).

Dopiero  w 2009 roku sytuacja diametralnie się zmieniła. Niemiecki wymiar sprawiedliwości  nie zważając na podeszły wiek Demianiuka postanowił go osądzić. Po dwóch latach procesu w Monachium, zapadł wyrok. Strażnik z Sobiboru pomimo braku dowodów na popełnienie przez niego konkretnych mordów został uznany za winnego w pomocnictwie zamordowania ponad 27 tysięcy więźniów. Sąd uznał, że był częścią ludobójczej machiny i skazał go na pięć lat więzienia. Do czasu rozstrzygnięcia wyroku apelacyjnego Demianiuk (mający wtedy 92 lata) przebywał w jednym z domu starców w południowych Niemczech, gdzie wiosną 2012 roku zmarł.

Niemcy długo jednak nie chcieli ścigać nawet tych nazistowskich zbrodniarzy, których winy były ewidentne, bardzo długo nie chcieli rozliczyć się z przeszłością.

Wielu wyznawców Adolfa Hitlera i zbrodniczej polityki Heinricha Himmlera uniknęło odpowiedzialności karnej za swoje czyny. W czasie procesów norymberskich udało się osądzić między innymi - Martina Bormanna, Herman Göringa, Hansa Franka, Wilhelma Keitela, Alfreda Jodla, Joachima von Ribbentropa, Wilhelma Fricka, Ernsta Kaltenbrunera, Alfreda Rosenberga, Fritza Sauckela, Arthura Seyss- Inquarta, Juliusa Streichera. Była to jednak tylko namiastka tych, którzy dopuścili się makabrycznych mordów.

Wielu z nich, ze słynnym doktorem Josefem Mengele na czele uciekło. Żyli w Ameryce Południowej, przez lata byli chronieni. Także inne kraje: ZSRR, Stany Zjednoczone, Wielka Brytania, przyjmowały byłych nazistów, zatrudniając ich w instytutach badawczych, naukowych, w przemyśle zbrojeniowym. Wykorzystywały ich wiedzę i doświadczenie. Po cichu dostawali „glejt”, że władze ich nowych „ojczyzn” nigdy ich nie wydadzą, będą chronić.

Byli też tacy, którzy wcale nigdzie nie uciekali. Pomimo swej haniebnej przeszłości po wojnie pracowali na uczelniach, w szpitalach, w kancelariach prawniczych, zatrudniani byli na innych eksponowanych stanowiskach w Niemczech, Austrii. Jedenastu z nich w RFN, w latach 70- tych odnalazł Krzysztof Kąkolewski. Rozmowy z byłymi nazistami zaczynał od pytania „Co u pana słychać?” – wszystkie zostały opublikowane w słynnej książce pod takim tytułem. Upływający czas sprzyjał oprawcom, świadkowie umierali, oni sami też byli coraz starsi, przeszłość stawała się coraz mniej istotna, zapomniana. Jawili się jako nobliwi, zasłużeni mieszkańcy swoich miast. A po latach dla wielu byli już tylko żyjącymi spokojnie, poczciwymi emerytami.

Kiedy w 1963 roku we Frankfurcie nad Menem zaczynał się pierwszy z trzech procesów załogi obozu Auschwitz - Birkenau niemieccy policjanci salutowali wprowadzanym na salę rozpraw byłym esesmanom. Prokurator Fritz Bauer dostawał listy z pogróżkami. Pisano w nich, że jest zdrajcą, a zbierając dowody na byłych esesmanów szkaluje swoją ojczyznę. Bauer pozostał nieugięty, i tylko dzięki jego uporowi udało się skazać zbrodniarzy - sześciu dostało dożywocie, innych dziesięciu dostało wyroki do 14 lat pozbawienia wolności.

Bauer był pierwszym, który wyprzedził swoją epokę i jako jeden z nielicznych Niemców nie odżegnywał się od odpowiedzialności, jaką powinni ponieść zbrodniarze III Rzeszy. Wielkie zasługi w ściganiu ukrywających się nazistów mają Szymon Wiesenthal i Efraim Zuroff. Dzięki ich pracy udało się osądzić Eichmanna, Ericha Priebke, czy Franza Stangla. Uprowadzenie przez Mossad Adolfa Eichmanna z Buenos Aires, a potem jego proces w Jerozolimie, który wieńczył wyrok skazujący go na karę śmierci, to jeden z najbardziej spektakularnych sukcesów łowców byłych nazistów.

I choć sprawa Eichmanna wpędziła w lęk wielu innych ukrywających się zbrodniarzy, większość z nich nie stanęła przed sądem. Eduard Roschmann - odpowiadał za zamordowanie 3 tysięcy Żydów, oraz 800 dzieci, które nie skończyły nawet 10 lat - wiódł spokojne życie w Argentynie. Josefowi Mengelemu  udało się ukrywać przez 34 lata. W Argentynie miał prywatną klinikę, przeprowadzał tam aborcje. Przyjaźnił się z innymi nazistami między innymi Hansem - Ulrichem Rudlem. Kiedy orientował się, że może mu zagrażać niebezpieczeństwo uciekał (posługując się nazwiskiem Wolfgang Gerhard) do innych krajów: Urugwaju, Paragwaju, czy Brazylii - była ostatnim miejscem, gdzie się ukrywał. Żył tam do 1979 roku. Utopił się podczas kąpieli w morzu, dostał najprawdopodobniej udaru.

Nigdy za opracowanie zbrodniczych metod - koncepcji samochodowych komór gazowych  - nie odpowiedział doradca jednego z najbardziej zaufanych ludzi Himmlera Reinharda Heydricha - Walter Rauff. Nie udało się też schwytać słynącego ze szczególnego okrucieństwa doktora Ariberta Heima. Wyjątkowy sadysta z obozu w Mauthausenu uwielbiał długo znęcać się nad więźniami. Według zeznań ocalałych, Heim przeprowadzał wiele nieludzkich eksperymentów na swoich pacjentach - wstrzykiwał im różnego rodzaju trucizny wprost do serc, przeprowadzał operacje zdrowych ludzi, odcinał też głowy więźniom z ładnym uzębieniem i je preparował. Po wojnie był praktykującym lekarzem w Baden-Baden. Kiedy zaczęli obciążać go świadkowie uciekł do Egiptu. Zuroff próbował go ścigać. Szukał go w Afryce Północnej, w Chile. Oficjalnie Heim ukrywając się pod nazwiskiem Tarek Hussein Farid zmarł w Kairze w 1992 roku. Okoliczności jego śmierci (miał chorować na nowotwór), zniknięcie jego ciała nie zostały precyzyjnie ustalone.

„Prześladowcy” zbrodniarzy, którzy w imieniu milionów ludzi na świecie tropili ich, by po latach w sądzie domagać się sprawiedliwości, przegrywali nie tylko z biurokratyczną machiną, ale przede wszystkim z czasem, to on okazywał się ich największym wrogiem.

Bibliografia;

Efraim Zuroff, „Łowca nazistów”, Wydawnictwo Dolnośląskie, 2010

Krzysztof Kąkolewski, „Co u pana słychać?” Wydawnictwo Zyski S-ka, 2010

Mark Felton, „Polowanie na ostatnich nazistów”, Wydawnictwo Bellona, 2013

Nicholas Kulish, Souad Mekhennet, „Doktor Śmierć. Aribert Heim. Bestia i zwyrodnialec”, Wydawnictwo Naukowe PWN, 2014

wiadomosci.onet.pl